Tajemnica znikających ciasteczek
Na ławce niedaleko piaskownicy siedział pan z czarnymi wąsami. Brzuch miał tak duży, że pewnie z chęcią zjadłby ciasteczko, i to nie jedno. Spojrzałyśmy na siebie z nadzieją.
– Kamila, idziemy! – zawołał po chwili, ale nawet nie spojrzał w naszym kierunku i pogwizdując cicho, poszedł do domu, trzymając za rękę piegowatą dziewczynkę.
Od strony drabinek biegł niewielki kudłaty piesek w białe łatki. Śmieszny był. Tak zabawnie merdał ogonkiem. Ale wcale nie wyglądał jakby był głodny.Za zwierzakiem, liżąc lody, szedł Franek, mój kolega z klasy.
– Eee… Skoro ma loda, to na pewno nie skusi się na ciasteczko – szepnęła Ola.
DEKOR
Kucałyśmy tak i kucałyśmy. Zrobiło nam się trochę niewygodnie. Nie działo się nic ciekawego. Zupełnie nic. Słońce świeciło, dzieci biegały, a przynęta na pożeracza
Masz ogromnie konkretne zainteresowania. Super blog.
Jako dziadek niezmiernie lubię czytać Waszego bloga.
Nadzwyczaj interesujący tekst! Pozdrawiam ciepło
Niezwykle wciągający artykuł. Od razu widać, że doskonale orientujesz się w tym temacie.
Witam. Można zauważyć w tym coś fascynującego. Ściskam!
Komentarz ułożony dobrymi powiedzeniami. Nie żałuje przeznaczonego czasu na relaks.